Szewcowanie

 Zaginiony świat naszych przodków – SZEWCOWANIE

Zawód  szewca był  w  hierarchii zawodów na wysokiej pozycji. Dla młodego często jeszcze kawalera taki zawód był posagiem w ożenku. Nauka u mistrza trwała często kilka lat. Jeżeli zważyć czego musiał się nauczyć  przyszły rzemieślnik, staje się zrozumiany tak długi czas tej nauki. Rzadkością było by ktoś z mieszkańców  wsi  kupował buty w sklepie. Owszem meszty na ślub, lakierki pan młody  kupował w mieście.

Buty takie z cholewami do co dziennego użytku zamawiało się u szewca na miarę. Były też buty z cholewami o nazwie  oficerki- te były odświętne, w nich się chodziło do kościoła i na inne uroczystości. A więc trzeba było umieć zdjąć miarę z nogi. Do zrobienia buta trzeba było mieć kopyto z drewna o wymiarach dokładnie  takie jak  stopa zamawiającego. Musiał więc umieć szewc wystrugać z  pnia brzozowego  siekierką później raszplem do drzewa  dokładny model  najpierw stopę lewą później prawą. Składały się one z dwóch części każda ,stopy i podbicia ustawianego klinem. Prawidło do cholew było też trzy częściowe, część wewnętrzna łydki i zewnętrzna rozpychana długim klinem i też dla każdej nogi oddzielne. Buty były podstawą najważniejszą w ubiorze. W okresie zimy duże ilości śniegu, częste zaspy, dróg nikt nie odśnieżał. Pojazdów kołowych nie używało się tylko sanie. Jeździło się i chodziło po udeptanym śniegu. W Okresie deszczowej jesieni chodzenie po drogach gruntowych, ścieżkach czy w polu, a gleba  to iły, sapy i  glina, chodzić można było tylko w butach z cholewami, inne się nie nadawały .Praktycznie w tych butach chłop chodził co dziennie cały rok.

Po nauce stolarki zaczynała się nauka kaletnictwa. Najpierw wycięcie formy papierowej wszystkich części buta. A były to: cholewy, przyszwy szpice, piętki, kiedra i inne detale. To ze skóry miękkiej ,boksowej, koloru czarnego. Była to dość pracochłonna czynność. Z całego płata skóry trzeba było dopasować lustrzane części butów tak, by były podobne do siebie. Na jednym płacie skóry są miejsca, gdzie są różnice w wyglądzie i gatunku. Dół buta wykrawało się ze skóry twardej, zolówkowej (nie zelówkowej).  Wykrojone części  z miękkiej  skóry zszywało się na maszynie a te z twardej skóry łączyło się kołkami i gwoździkami. Maszyn do zszywania cholewek po stronie prawej skóry nie miano. Tą czynność wykonywało się przy pomocy zwykłej stebnówki po stronie lewej . Zostawał  widoczny  rąbek. Dla wzmocnienia tego  zszycia i ukrycia tego rąbka nakładało się wąski pasek skóry na ten szew  i zszywało się ręcznie, od góry cholewy, aż do dołu. Szycie musiało być mocne, wytrzymałe. Do tego celu używano nici konopnych, które kobiety same przędły. Skręcone z dwóch albo czterech nitek już ręcznie przez szewca , były smołowane specjalną smołą i to nazywało się już dratwą.  Smołowanie nici miało kilka znaczeń. Mianowicie wzmacniało wytrzymałość  dratwy przez sklejenie odstających  włókien, szew stawał się wodoodporny i był bardziej estetyczny i nie pozwalało dratwie rozkręcać się . Ale do szycia musiała ta dratwa być zakończona dwoma igłami. Igły do szycia w wąskiej cholewie nie nadawały się, kaleczyły palce szyjącemu. Zastąpiono ją szczeciną z dzika. Każdy włos szczeciny na swym końcu jest na nie dużej długości rozdwojony. Tą częścią rozdwojoną podczas skręcania dratwy jest wplatany w nią, w jej końce. Zastępowała ona, ta szczecina, właśnie igły. Jest to trudna sztuka, którą przyszły szewc musiał też umieć. Po  zszyciu wszystkich części górnych buta  naciąga się  go na prawidło i na kopyto . Teraz kleszczami naciąga się skórę ,która wystaje poza kopyto do środka i przybija kołkiem do tej skóry i częściowo do tego kopyta. Kształtuje się ten przyszły but przez rozklepanie skóry młotkiem wokół kopyta i naciąganie kleszczami. Po obciągnięciu buta, zżyna się gnypem ,szewskim nożem, nadmiar skóry i przybija dalsze warstwy spodu . Ostatnią jest gruba , żółta i twarda zolówka. Obcas podobny, cały ze skóry.

Czasami zamawiający dla wzmocnienia obcasów, ale też jak dzisiaj mówimy, szpanu, życzył sobie przybicia do obcasów żelaznych podkówek. Spód buta był przytwierdzony do wierzchniej części buta tylko kołkami nie było sposobu na przyszywanie dratwą jak dzisiaj. W miejsce gdzie miał być wbity kołek stawiano szpikulec szpilorka i jednym uderzeniem młotka przebijało się wszystkie warstwy skór  aż do kopyta. Teraz trzeba było odłożyć młotek, objąć dwoma dłońmi rękojeść szpilorka i ruchem obrotowym wyjąć go. W zrobiony otwór włożyć kołek i też jednym uderzeniem młotka  wbić go do końca. Kołki szewc produkował sam. Ucinał ręczną piłką klocek, taki plaster około jednego centymetra bez sęków  z pnia brzozowego . Z niego długim nożem i młotkiem ciął deseczki grubości przyszłego kołka takie na dwa milimetry.  Drzewo z którego ciosał te kołki było świeże, łatwo cięło się te deseczki, były  mokre więc kołki zawsze suszyły się u niego na piecu. Deseczki z jednej strony trzeba było zaciąć stożkowo i teraz nożem szewskim, odcinać co dwa mm. kołeczki. Do jednej pary butów trzeba zużyć około 150 takich kołków. Po skończeniu kołkowania należało wyjąć z buta kopyto, które było dość mocno związane z butem tymi kołkami. Kopyto w swej górnej części miało wywiercony otwór (8mm) .W ten otwór wkładało się hak żelazny(długości jak cholewka buta) zakończony kółeczkiem. W kółko zakładał pętlę z paska, w nią szewc wsuwał swoją  stopę i teraz musiał użyć sporej siły by wyrwać to kopyto od tych kołków i  nie rozerwać buta. Kiedy już kopyto zostało wyjęte zostało po zgniatać młotkiem te kołki w środku i usunąć resztki raszplem. W tym celu szewc nakładał but na żelazną stopkę nazywaną szłapą i na niej te kołki sklepywał, łamał. Rozklepane  kołki na zewnętrznej stronie na zolówkach  wyrównać nożem  , a brzegi na koniec zawoskować  na gorąco. Do tego celu było specjalne żelazko z drewnianym uchwytem, które nagrzewało się w palenisku kuchni i gorące przykładało się do brzegu zolówki  do niego czarny lub brązowy lak i tym żelazkiem rozprowadzało się roztopiony lakier wokół buta.

młoteczek-żelazko

Wszystkie warstwy skóry były zakryte  tym lakiem. Ta czynność miała walor estetyczny, a po części chroniła skórę przed wilgocią. Buty robiono zawsze o wymiar większe jak stopa zamawiającego.  A to dla tego, że przed ubraniem ,wzuciem na nogę tego buta  wkładało się do niego zwitek słomy owsianej, była miękka, tz. wiecheć. Ten wiecheć wymieniało się co dziennie i skutecznie chronił on  stopy przed odmrożeniem. Mężczyźni do butów nosili specjalne spodnie, rajtki. Nogawki tych spodni od pasa do kolan były dość obszerne. Za kolanem były rozcięte aż do kostek i ściągnięte sznurówką, jak trzewiki by dobrze przylegały do łydki. Skarpet nie zakładano na nogi tylko owijki, tam nazywane onucą albo fecą.. Trzeba było nieźle się natrudzić by tak owiniętą nogę włożyć w dopasowany but. Ubierający te buty tupał głośno tym butem aż noga wskoczyła do końca. Cholewki od środka w górnej części miały wszyte dwa paski , ucha , ułatwiały wciągnięcie buta na nogę. Zdejmowanie tych butów stwarzało też wiele problemów.

Najłatwiejszy sposób to osobnik w butach siadał na stołku, podnosił jedną nogę do góry drugi siadał na niej jak na konia ,łapał w obie dłonie za piętę i mocno trzymał, a siedzący na stołku drugą nogą jeszcze w bucie opierał się o pośladki ściągającego i mocnym pchnięciem nogą odrzucał go daleko z tym butem. Z drugą postąpił tak samo.  Drugi sposób to przy pomocy tz. pieska. Jeżeli buty były już trochę  rozchodzone to można było bez trudu przy jego pomocy zdjąć je z nóg.

Dzisiaj już nikt nie usłyszy  stukania podkówek o bruk czy charakterystycznego  skrzypu buta idącego chodnikiem przechodnia.

Taki głos wydawały buty zrobione tylko z prawdziwej skóry i u szewca na zamówienie.

Masowa produkcja butów tanich i tandetnych z plastiku skóropodobnego wyparła na zawsze z naszego folkloru warsztaty szewskie.

Zawód szewca zmalał do rangi  rzemieślnika do drobnych napraw obuwia.

 


Wspomnienia moje jakie opisuję na stronie OLEJOW zamieszczam dla pokazania: folkloru, warunków życia , a przede wszystkim ,mozołu pracy tamtych ludzi. Może warto o nich pamiętać. Wspomnienia spisałem na podstawie obserwacji mego wujka, który tego zawodu nauczył się w Olejowie , a wykonywał go w Bzowicy. Mieszkał po sąsiedzku z moim dziadkiem  i ze mną, dzieliła nas tylko sień.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Kresy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>

Current month ye@r day *